Niniejszym postem rozpoczynamy udział w projekcie Matematyka jest Πjękna, organizowanym przez blog Zabawy z Archimedesem. Projekt ma na celu uruchomić nasze szare komórki i uatrakcyjnić przekazywanie wiedzy matematycznej dzieciom w różnym wieku. Tematy będą bardzo intrygujące i wymagające, wraz z innymi uczestniczkami projektu, wespniemy się na szczyty naszej kreatywności, by było ciekawie, nietuzinkowo i bardzo matematycznie! A teraz zapraszam Was na naszą realizację pierwszej odsłony tematycznej, czyli matematyki zimna i ciepła. Z dwulatką sprawa była dość skomplikowana, musiało być prosto, przystępnie i w kręgu podstaw wszystkich podstaw. Zatem wałkujemy dalej ilości! Zapraszam.
1. Sensoryczna matematyka
Pierwsza zabawa, którą się zajęłyśmy, polegała na rozkładaniu na planszach odpowiedniej ilości zimnych kostek lodu oraz cieplutkich, zagrzanych we wrzątku kamieni. Bardzo przyjemne sensoryczne doznanie i obu nam dostarczyło wiele frajdy. Od potomki nie wymagało wiele, za to utrwaliło o kolejną odrobinę pojęcie ilości od 1 do 5.
Żeby przeprowadzić zabawę, będzie potrzebować:
- kostki lodu (co najmniej 15 sztuk)
- kamyki (również 15, ale z mniejszą ilością też da radę)
- gorącą wodę
- szablony kart pracy (do ściągnięcia TUTAJ)
My zaczęłyśmy od kostek lodu. Tosia długo grzebała w lodowato zimnej miseczce, wyszukując kolejne kostki lodu, oglądając je i badając dokładnie. Bez kłopotu układała je w odpowiednich miejscach, mówiąc na głos ile ich jest na planszy. Czasem musiałam ją zapytać, czy jest pewna tego, co mówi, albo podpowiedzieć prawidłową ilość. Generalnie jednak poradziła sobie z wyzwaniem sprawnie i z duża przyjemnością.
Po lodowatych kostkach, przyszedł czas na ogrzanie dłoni i policzenie kolejnych przedmiotów. W tym celu dałam Tosi zagrzane we wrzątku kamienie znalezione w lesie w czasie spaceru. Tu pojawił się kłopot w postaci niechęci do rozstania. Dotyk ciepłych kamieni był dla Tosi tak przyjemny, że nie bardzo chciała układać je na planszach. Zdecydowanie wolała je dotykać i międlić w rękach. Ostatecznie jednak trochę podstępnie, udało mi się ją przekonać do policzenia ciepłych kamieni, co również nie nastręczało większych trudności.
2. Pingwini wyścig
Następna w kolejności była zabawa z kostką do gry. Do jej wykonania będziecie potrzebować:
- kostka do gry z pingwinami oraz szablon tabeli (do ściągnięcia TUTAJ)
- szklane kamyki bądź inne żetony (zwykłe kamyczki, orzeszki, guziki)
Zabawa polega na rzucaniu kostką i zaznaczaniu wypadających elementów w tabeli. Ja oczywiście dodałam do całości fabułę, żeby zajęcie uatrakcyjnić. Wyszło całkiem zabawnie i przyjemnie, obie bawiłyśmy się bardzo dobrze i na pewno zabawę powtórzymy (w tej bądź innej odsłonie) jeszcze nie raz.
Nasza historia zaczynała się od tego, że gdzieś daleko na biegunie, było sobie stadko pingwinów, bardzo eleganckich, nawet jak na pingwiny, bo większość z nich nosiła śliczne, kolorowe muszki. Pingwiny te, wybrały się, jak każdego dnia, na swoje ulubione żerowisko. Jednakże przez noc, od ostatniego posiłku, silne prądy morskie i ciepło, sprawiły, że lód pomiędzy nimi a ulubionym miejscem, pękł i żerowisko stało się wyspą. Pingwiny nie dały jednak za wygraną i zaczęły skakać na kry, żeby dopłynąć do wyspy. Żeby ruszyć krę z miejsca, każda rodzina (ten sam kolor muszki), potrzebuje co najmniej pięć pingwinów.
Potomka rzucała zatem kostką, ustawiając kolejne kawałki kry przy pingwinkach z odpowiednim kolorem muszki. Zarówno samo rzucanie, jak i układanie i macanie kamyków, sprawiały jej mnóstwo radości. Przez to także liczenie i podawanie ilości także stało się bardzo przyjemne i w jej umyśle, mam nadzieję, dobrze będzie się kojarzyć.
W naszej rozgrywce pierwsze ruszyły pingwiny bez muszek, bo jako pierwsze zajęły wszystkie pięć miejsc na krze. Na koniec poprosiłam więc Tosię o pokazanie mi, których pingwinów jest najwięcej, a potem których jest najmniej. Trochę mnie zaskoczyła, pokazując bezbłędnie odpowiednie wiersze tabeli. Musze teraz sprawdzić, czy mała sama z siebie, podpatrując nas, zorientowała się mniej więcej ile to jest najmniej, a ile najwięcej. Umiejętność wychwycenia relacji między przedmiotami to kolejny krok w nauce logicznego myślenia.
3. Matematyczne rożki
Ludzi, którzy nie lubią lodów, można policzyć na palcach jednej ręki. Niemalże zawsze znajdzie się jakiś smak, który będzie odpowiadał, są zatem bardzo wdzięcznym tematem do zabaw. My postanowiłyśmy pobawić się w lodziarza przygotowującego gałki lodów o różnych smakach. Żeby przeprowadzić tę zabawę, będziecie potrzebować:
- wydrukowany szablon (TUTAJ)
- rzepy samoprzylepne
Na zalaminowanej kartce układamy rożek (na samym dole kartki, żeby wszystko się zmieściło) oraz tyle gałek lodów ile potrzebujemy albo tyle ile się zmieści. W tych miejscach przyklejamy rzepy z haczykami, misie zaś na gałkach i rożku.
Zabawa polega na zamawianiu lodów u matematycznego lodziarza, ilość gałek podana jest w formie cyfr układanych na rożku, albo dłoni z różną ilością rozprostowanych palców - dla młodszych dzieci. Można jeszcze wprowadzić zamawianie konkretnych smaków w konkretnej kolejności (chcecie, żeby Wam dorobić szablony z różnymi układami kolorów gałek na rożku?).
Widzicie to zamyślenie i skupienie? Nad tą łapką dumała jakiś czas, po czym bez kłopotu ułożyła tyle gałek ile trzeba :)
Na koniec bawiłyśmy się już w zwykłych lodziarzy i swobodne układanie gałek było równie przyjemne, co matematyczne. Do tej zabawy również wrócimy jeszcze wiele razy. Bardzo polecamy!
Mam nadzieję, że nasze pomysły wam się spodobały i wykorzystacie je w czasie matematycznych zmagań ze swoimi dziećmi. Tylko pamiętajcie, żeby ciepło się ubrać!
Pliki do wydruku:
Post powstał w ramach projektu Matematyka jest Πjękna:
Koniec psot!