Ci, którzy zaglądają tu regularnie, wiedzą już zapewne, że czasem dopada mnie szalona fascynacja książkowymi pozycjami niedostępnymi w Polsce. Staję wtedy na głowie, żeby wypatrzoną książkę zdobyć i nie ma takiej siły, która byłaby w stanie mnie powstrzymać. Prędzej czy później dorwę upatrzony skarb. Z książkami o małej Balli i jej króliczym przyjacielu Boo było podobnie, z tą różnicą, że upatrzyłam ją bardzo dawno temu, ale motywacja do zakupu pojawiła się dopiero, kiedy znajoma będąca w Wielkiej Brytanii zaproponowała, że jeśli czegoś potrzebujemy, ona może nam to przywieść, będzie taniej. I tak przed Świętami przywędrowały do nas trzy przeurocze książeczki, które skradły całkowicie serce zarówno moje jak i Tosi. Pozwólcie teraz, że przedstawię Wam bohaterów.
To jest Bella:
A to Boo:
Są najlepszymi przyjaciółmi i spędzają razem każdy dzień, zarówno te słoneczne, jak i deszczowe czy rozmarzone i leniwe. To dość typowe postacie z brytyjskiej literatury dziecięcej. Przypomnijcie sobie chociażby Krzysia i Kubusia Puchatka z klasyki czy bardziej współczesną Sarę i Kaczorka. Jest więc dziecko, tym razem mała dziewczynka i zwierzątko, z którym można porozmawiać i które w tym wypadku doskonale posługuje się ludzką mową. Relacja między nimi przypomina trochę tę, która panuje między rodzicem a dzieckiem. Tyle, że to dziecko pełni w książce rolę rodzica, a zwierzątko jest trochę nieporadne, ciekawskie, to ono pewnych rzeczy nie wie i potrzebuje pomocy.
Jestem wielką fanką takiego podejścia, w którym dziecko przejmuje rolę mentora i przewodnika, w którym staje się opiekunem. Według mnie dzięki takim książkom dziecko dowiaduje się, że też może stać się dla kogoś nauczycielem, a przecież już Seneka wiedział, że "Ucząc innych, sami się uczymy". Bella jest więc dla Boo opiekunką, która pokazuje mu na przykład, że zdrowe jedzenie może być bardzo smaczne.
Pyszny, przepyszny dzień
W tej opowieści najważniejsze jest to, że jak spora część dzieci, Boo uwielbia słodkości i najchętniej zjadłby na śniadanie talerz ciastek. Bella postanawia więc wziąć go pod włos, zabiera króliczka do ogrodu, gdzie wspólnie zbierają warzywa, z których Bella gotuje zupę i owoce, z których robi pyszny deser. Czując cudowne aromaty, Boo robi się głodny, ale przecież powiedział, że nie będzie jadł zdrowych rzeczy... Ot i klops, co tu zrobić. Sprytny króliczek wymyśla sobie, że przebierze się za kogoś innego, kto przyszedł w odwiedziny i dzięki temu będzie mógł pożreć zarówno zupę jak i aromatyczne, zapiekane jabłuszka.
Historyjka jest bardzo zabawna i naprawdę urocza. Czyta się ją świetnie (ja zwykle czytam Tosi kawałek tekstu po angielsku, a potem od razu go tłumaczę) i na serduchu robi się naprawdę cieplutko i miło.
Urodzinowa niespodzianka
Druga książeczka opowiada o urodzinach, o tym czym są i co się w nie robi. Boo nie wie czym są urodziny, zupełnie jak moja Tosia, która za miesiąc będzie obchodziła drugą rocznicę swojego urodzenia. Książka jest więc świetnym przewodnikiem, a Bella w cudowny sposób opowiada o tym cudnym święcie.
Dobranocny buziak
Trzecia zakupiona przez nas książeczka z serii opowiada zaś o wieczornym rytuale i przygotowaniach do snu. Jest więc kąpiel, jedzenie ciasteczek i picie mleka, mycie zębów i lektura książeczki na dobranoc. Boo niczym typowy maluch, chowa się też przed Bellą, chcąc ją troszkę zaskoczyć. Na koniec jest też oczywiście dobranocny buziak i przytulas, po którym zasypia się w kilka chwil. Ta opowieść jest idealna na dobranoc i polecam ją z całego serca.
Książeczki niestety nie są do kupienia w Polsce, ale jeśli tylko macie jakichś znajomych albo rodzinę w Wielkiej Brytanii, nie zastanawiajcie się długo i zamówcie ją na e-Bay'u. Rzadko zdarzają się tak proste, a jednocześnie pełne ciepła i miłości książeczki idealne na dobranoc. Przy okazji można też potomka wprowadzić w świat języka angielskiego.
Koniec psot!